'Kruk' wielokrotnie pojawia się w zestawieniach najuważniejszych/najgłośniejszych filmów amerykańskich. I, szczerze mówiąc, to jest raczej głośniejszy (ze względu na legendarne już wypadki na planie) niż ważniejszy.

Ciekawa jest historia, którą próbowano ubrać w mroczno-wstrętne ciuszki, jednakże 'Kruka' pogrąża to, że ostro przesadzono mroczno-romantyczną tym razem manierą. Osobiście mocno odrzuciła mnie charakteryzacja głównego bohatera, ogólnie - jego postać. Zamiast uderzyć w jakieś bardziej poważne tony (a dramat i historia jego zemsty na to zasługiwały), obsmarowano go farbą i zrobiono na 'dziwnego'. Jasne, niektórym przypadnie do gustu, zwłaszcza wielbicielom takich klimatów, ale, moim zdanie, film przez to mocno traci.

Ostatecznie dochodzi idiotyczne zakończenie (schematyczne, oklepane do bólu), fatalnie ujęte walki, i mocno przerysowani (acz trochę nieudolnie) bohaterowie drugoplanowi.

Wychodzi z tego misz-masz romansidła i bajeczki, do którego stylistyka obrazu - brutalno-wstrętnego miasta - kompletnie nie pasuje. A szkoda, bo sama historia naprawdę mogła być dużo lepiej opowiedziana.

Dla mnie - rozczarowanie.